41. Burza

Pewnego razu, w samym środku letniego pogodnego dnia do mojej wioska zbliżała się burza. Burza to mało powiedziane. Zapowiadała się straszna „nawałnica”, jakiej już dawno nie było. Niebo pokryło się czarno-granatowymi chmurami. Zrobiło się ciemno, niemal jak w nocy. Zewsząd słychać było nieustanne grzmoty, trzaski i odgłosy burzowe przypominające ryki dzikich zwierząt. Niebo przecinały liczne błyskawice. Zaczął wiać tak silny wiatr, iż nawet wysokie „silne” drzewa rosnące obok naszego domu wyginały się na wszystkie strony. Wydawało się, że jeszcze chwila, a ich konary runą na ziemię.

Byłam wówczas z mamą w domu. Bardzo bałyśmy się. W pewnej chwili mama zaproponowała odmówienie Koronki do Bożego Miłosierdzia w intencji, aby Pan Bóg oddalił tę straszną burzę. Uklęknęłyśmy do modlitwy. Po odmówieniu koronki burza nagle ustała. Niebo się wypogodziło, wiatr przestał wiać i znowu można było cieszyć się spokojnym, letnim dniem.