19. Kredyty bankowe

Oprócz pożyczki wspomnianej w poprzedniej historii, w 1999 roku zaciągnęłam dwa kredyty bankowe na zakup nowego mieszkania – kredyt mieszkaniowy i kredyt konsumpcyjny. Po utracie pracy w 2001 roku, nie mogłam podjąć nowego zatrudnienia z powodu bardzo złego stanu zdrowia. W okresie bezrobocia pozostałam praktycznie bez środków do życia. Wówczas zaczęły się moje ogromne kłopoty zarówno ze spłatą obu kredytów, jak i innych należnych płatności.

Kiedy założyłam działalność gospodarczą, nadal miałam ogromne trudności finansowe. Znacznie przekraczałam terminy płatności i zalegałam nawet kilka miesięcy ze spłatą zobowiązań. Wprawdzie praca zapewniała mi środki na utrzymanie, ale mimo to, jak zmora „wlokły się” za mną skutki okresu bezrobocia. Byłam zadłużona i właściwie wszystkie zarobione pieniądze przeznaczałam na spłatę zaległych należności. Spłaciłam jeden dług, a już kolejny wierzyciel upominał się o należne mu płatności.

Jednak – pomimo wielorakich, ogromnych problemów- zawsze udawało mi się szczęśliwie pokonać wszelkie trudności i wyjść zwycięsko z kłopotów finansowych. A wszystko to zawdzięczam Panu Bogu. Gdyby nie Jezus Chrystus, nie uporałabym się z moimi problemami. To On był i jest dla mnie źródłem siły, nadziei i odwagi w pokonywaniu trudnych sytuacji. Jezus Chrystus nie tylko umacniał mnie i dawał mi wiarę, ale również pomagał mi w konkretny sposób rozwiązując trudne, często wręcz beznadziejne –patrząc z ludzkiego punktu widzenia- problemy. Poniżej opowiadam o dwóch sytuacjach (wybranych z wielu im podobnych), które są przykładem tego, w jaki sposób Pan Bóg wspomagał mnie w spłacie kredytów i ratował z opresji finansowych.

Kredyt konsumpcyjny

Około 2003 roku przestałam spłacać kredyt konsumpcyjny. Pozostało mi wówczas do spłaty ponad 20.000 złotych. Pomimo licznych wezwań do zapłaty, nie byłam w stanie spłacać miesięcznych rat. W końcu bank zablokował mi rachunek, a sprawa trafiła do windykacji. Wkrótce zostałam umieszczona na liście nierzetelnych klientów Biura Informacji Kredytowej (BIK) i jednocześnie wezwana przez bank do jednorazowej spłaty całości kredytu. Wyznaczono mi ostateczny termin wpłaty. Niestety, była to dla mnie rzecz zupełnie niemożliwa, żeby spłacić od razu całe zadłużenie.

Któregoś ranka – kiedy wyszłam z kościoła po Mszy świętej – jakaś nieznana kobieta podeszła do mnie i wręczyła mi kartkę z krótką modlitwą do św. Judy Tadeusza. Poczułam wtedy wewnętrzny impuls, żeby za wstawiennictwem tego świętego prosić Boga o pomoc w sprawie spłaty zaległości. Postanowiłam w tej intencji codziennie odmawiać otrzymaną modlitwę.

Po jakimś czasie udałam się do banku, aby prosić o odroczenie terminu spłaty kredytu. Urzędnicy odsyłali mnie z pokoju do pokoju. W końcu trafiłam na osobę, która mi powiedziała:

-Nie ma sensu, żeby wyznaczać dodatkowy termin spłaty, bo przecież i tak w najbliższym czasie nie jest Pani w stanie spłacić całości zadłużenia.

A zaraz potem dodała: -Proszę zgłosić się do mojej koleżanki w dziale restrukturyzacji – tu podała mi numer pokoju- i porozmawiać z nią na temat możliwości rozłożenia zaległości na raty.

Tak też od razu zrobiłam. Osoba, do której zostałam skierowana poinformowała mnie, że jest możliwość ubiegania się o spłatę w ratach. Dzięki pomocy owej urzędniczki jeszcze tego samego dnia złożyłam podanie w tej sprawie do dyrekcji banku oraz załączyłam niezbędne dokumenty. W podaniu musiałam zadeklarować kwotę, jaką będę w stanie spłacać miesięcznie. Po zastanowieniu zaproponowałam 250 zł, wiedząc, że z pomocą mamy będę mogła regulować ratę w tej wysokości bez większych problemów. Wtedy urzędniczka powiedziała, że dyrekcja banku nie zgodzi się na moją propozycję, gdyż byłaby to zbyt niska rata w stosunku do wysokości zaległego kredytu.

Kiedy po mniej więcej dwóch tygodniach spotkałam się ponownie z ową urzędniczką, dowiedziałam się, że bank pozytywnie rozpatrzył moją prośbę i wyraził zgodę na spłatę kredytu w ratach miesięcznych po 250 zł. Było to dla mnie bardzo korzystne rozwiązanie, gdyż mogłam bez większych przeszkód spłacać taką kwotę miesięcznie. Od tamtej pory spłacałam kredyt systematycznie i terminowo, i nie miałam żadnych zaległości do końca spłaty kredytu. Dziękuję Ci, Boże! Dziękuję Ci św. Judo Tadeuszu!

Kredyt mieszkaniowy

Po utracie pracy w banku, kredyt mieszkaniowy okazał się dla mnie bardzo dużym obciążeniem. Miesięczne raty (około 1000-1100 zł) były zbyt wysokie w stosunku do moich możliwości finansowych i nie mogłam poradzić sobie ze spłatą. Zdarzało się, że płaciłam tylko część raty albo wcale. Dlatego zalegałam nieraz po kilka miesięcy z płatnościami i regularnie dostawałam wezwania do zapłaty. Niejednokrotnie grożono mi rozwiązaniem umowy kredytowej. Raz czy dwa udało mi się uzyskać prolongatę kredytu na okres jednego miesiąca, ale w późniejszym czasie urzędnicy nie chcieli wyrażać zgody na odroczenie płatności.

Za którymś razem sytuacja powtórzyła się. Miałam nie tylko zaległości w spłacie, ale również nie posiadałam pieniędzy na spłatę bieżącej raty. Złożyłam podanie o prolongatę, ale urzędnicy negatywnie rozpatrzyli moją prośbę i jednocześnie zagrozili mi natychmiastowym rozwiązaniem umowy kredytowej. Sytuacja wydawała się zupełnie beznadziejna. Wtedy postanowiłam zwrócić się w tej sprawie do dyrektora oddziału banku i poprosić o pomoc. Jedna z urzędniczek stanowczo mi to odradzała, twierdząc, że dyrektor na pewno wyda negatywną dla mnie decyzję. Mimo to, uparłam się i umówiłam się telefonicznie na spotkanie z dyrektorem. Zanim doszło do spotkania, ja i mama bardzo dużo modliłyśmy się do Bożego Miłosierdzia w intencji pozytywnego załatwienia sprawy.

W wyznaczonym terminie pojechałam wraz z mamą na rozmowę z dyrektorem oddziału. Był to ostatni dzień, w którym – według przepisów bankowych – mogłam starać się o przesunięcie daty płatności. Przedstawiłam dyrektorowi moją sytuację. Rozmowa trwała dość długo. W jej trakcie starałyśmy się przekonać dyrektora, aby wydał pozytywną decyzję. W końcu nasz rozmówca powiedział mniej więcej te słowa:

-Dobrze. Wyrażę zgodę na prolongatę, ale zgodnie z przepisami, warunkiem jej udzielenia jest spłata zaległych rat. Musi Pani dokonać wpłaty zaległości jeszcze w dniu dzisiejszym ze względu na upływający termin. W przeciwnym razie nie będę mógł pozytywnie rozpatrzyć Pani prośby. Jeśli uda się Pani dzisiaj dokonać zaległej płatności, proszę zgłosić się z dowodem wpłaty. Wtedy zgodzę się na udzielenie prolongaty.

Od razu przystałam na takie rozwiązanie, chociaż nie miałam pojęcia, skąd w ciągu kilku godzin wezmę potrzebne pieniądze. Postanowiłam więc, że najpierw wrócimy do domu, żeby zobaczyć, ile mamy pieniędzy. Okazało się, że jest bardzo niewiele i jest to zaledwie część potrzebnej kwoty. Były to środki na jedzenie, ale bez zastanowienia postanowiłyśmy przeznaczyć je na wpłatę do banku. Zastanawiałam się z mamą, skąd wziąć resztę pieniędzy. Zaraz potem przyszedł pomysł, żeby zadzwonić do kilku księgarń i zaproponować kupno egzemplarzy mojej książki. Uzyskałam pozytywną odpowiedź. Ponadto w jednej z księgarń wypłacono mi zaległe pieniądze za wcześniej sprzedane egzemplarze.

W ten sposób uzbierała się wymagana kwota. Od razu wpłaciłam ją do banku, a potem niezwłocznie udałyśmy na ponowne spotkanie z dyrektorem oddziału. Kiedy przedstawiłam dowód wpłaty, dyrektor wyjął moje podanie i wyraził na nim pisemną zgodę na odroczenie kolejnej raty kredytu.

Kiedy wyszłyśmy z banku, spojrzałam na zegarek. Było kilka minut po godzinie 15.00. Uświadomiłam sobie, że w momencie, kiedy dyrektor złożył swój podpis na moim podaniu, była godzina trzecia czyli Godzina Miłosierdzia!

Na zakończenie tego świadectwa dodam jeszcze, że po dokonaniu wpłaty nie zostało nam pieniędzy na jedzenie, jedynie jakieś drobne. Kiedy wracałyśmy autobusem do domu, zadzwoniła do mnie pewna osoba i zaproponowała, żebym uczyła jej córkę języka włoskiego. Umówiłyśmy się na lekcję jeszcze w tym samym tygodniu. Zaraz po tej rozmowie, otrzymałam kolejny telefon od kogoś, kto chciał spotkać się na lekcję niemieckiego jeszcze tego samego dnia. W taki oto sposób Pan Bóg zatroszczył się o nas i zapewnił nam środki do życia!

Chciałabym również wspomnieć o tym, że tego dnia bardzo źle się czułam. Z trudnością chodziłam, gdyż moje nogi były ciężkie jak kłody i bardzo mnie bolały. A przecież trzeba było być cały dzień na nogach jeżdżąc po całym mieście od księgarni do księgarni, no i oczywiście do banku. Powiedziałam wtedy mamie, że moim marzeniem jest, aby podjeżdżały autobusy niskopodłogowe (kursujące wówczas tylko w określonych godzinach) –gdyż ze względu na mój stan, nie dam rady wejść po „wysokich i stromych” schodach do zwykłego autobusu. I tak też się stało. Pan Bóg spełnił moje „życzenie” -za każdym razem, kiedy byłyśmy na przystanku podjeżdżał autobus niskopodłogowy!

Chwała Panu za Jego Dobroć i Miłosierdzie!