07. Przyjazd do Warszawy. Praca.

Na przełomie lat 1995/1996 poczułam natchnienie, aby wykorzystać czas na naukę języków obcych: niemieckiego i angielskiego. Czułam w sobie jakąś wewnętrzną siłę, która inspirowała mnie do tego, aby pilnie i wytrwale po kilkanaście(!) godzin dziennie uczyć się obu języków (teraz, po latach wyraźnie widzę, że było to natchnienie Boże). Jako osoba bezrobotna, miałam dość dużo wolnego czasu, który nieomal całkowicie poświęciłam na naukę. W ciągu zaledwie kilku miesięcy samodzielnie opanowałam w dobrym stopniu angielski i niemiecki. Następnie postanowiłam zdać odpowiednie egzaminy i uzyskać certyfikaty potwierdzające znajomość obu języków. I tak się też stało. Najpierw uzyskałam certyfikat z niemieckiego potwierdzający znajomość języka na poziomie zaawansowanym. Potem zapisałam się na egzamin z języka angielskiego organizowany przez British Council. Miał on odbyć na początku grudnia 1996 roku w stolicy. W przeddzień wyjazdu na egzamin powiedziałam do mamy:

-Może znajdę w Warszawie jakąś pracę.

Do małego plecaka spakowałam jedynie ręcznik, szczoteczkę do zębów, kilka rzeczy na zmianę i Biblię. Wzięłam też nasze ostatnie oszczędności i pożegnałam się z mamą, która bardzo martwiła się o mnie. Wiedziała przecież, że nie mamy w Warszawie nikogo bliskiego, kto mógłby mi pomóc. Pamiętam, jak jadąc autobusem modliłam się i gorączkowo powtarzałam w duchu: „-Panie Jezu, Ty wiesz, że tam nikogo nie mam! Pomóż mi!”

***

Pierwsze, co zrobiłam po przyjeździe do stolicy, to pobiegłam do kiosku i kupiłam gazetę z ogłoszeniami agencji nieruchomości. Wewnętrznie czułam, że najpierw mam poszukać dachu nad głową. Myślałam o jakimś małym i tanim pokoju do wynajęcia. I rzeczywiście, jeszcze tego samego dnia udało mi się –dzięki Bogu- znaleźć tani pokój niedaleko centrum miasta. Właśnie tam- u pani B. – miałam mieszkać przez ponad pięć następnych lat.

Następnie zabrałam się za intensywne poszukiwanie pracy. Nieustanne wertowanie ogłoszeń prasowych, umawianie się na interview, liczne rozmowy kwalifikacyjne– tak wyglądały moje kolejne dni. Ponieważ te metody znalezienia zatrudnienia nie dawały rezultatów, więc postanowiłam zamieścić własną ofertę w gazecie.

W tym czasie wyjechałam do domu na święta Bożego Narodzenia. Po powrocie do Warszawy jeszcze nie zdążyłam wejść do mieszkania, kiedy pani B. przywitała mnie w progu radosną wiadomością.

– Jakiś mężczyzna już kilka razy telefonował w sprawie twojego ogłoszenia. Przedstawił się jako prezes firmy… – zamyśliła się próbując przypomnieć sobie jej nazwę – Powiedział, że jeszcze zadzwoni, bo pilnie poszukuje pracownika. I chyba rzeczywiście tak jest, bo dzwonił nawet tuż przed twoim przyjściem, żeby umówić się na spotkanie.

No cóż, to była naprawdę pocieszająca wiadomość! Jeszcze tego samego dnia dostałam ponowny telefon od owego pracodawcy. Pilnie szukał asystentki i bardzo zależało mu, żebym jak najszybciej podjęła pracę w jego firmie. Kiedy spotkaliśmy się, prezes natychmiast zdecydował o moim zatrudnieniu, nie pytając o moje doświadczenie zawodowe. W taki oto sposób już następnego dnia rozpoczęłam moją pierwszą pracę.

W firmie uczyłam się wszystkiego od podstaw, co jest związane z pracą biurową, począwszy od obsługi komputera i urządzeń biurowych, obsługi klientów itp. Jednocześnie zaznajamiałam się z funkcjonowaniem przedsiębiorstwa, o którym do tej pory nie miałam pojęcia. Po kilku miesiącach pracy szef stwierdził, że czas rozszerzyć moje obowiązki. Z asystentki stałam się specjalistą ds. personalnych.

Niestety, w połowie 1997 roku nad firmą zaczęły gromadzić się czarne chmury. Trudna sytuacja finansowa i zagrożenie upadłością (bankructwem) były powodem decyzji zarządu o ograniczeniu kosztów. Ja pierwsza, jako osoba o najniższym, niespełna sześciomiesięcznym stażu pracy w firmie, poniosłam konsekwencje tej decyzji. Któregoś sierpniowego dnia wręczono mi wypowiedzenie umowy o pracę z przyczyn leżących po stronie pracodawcy. Miałam odejść z końcem sierpnia, więc na znalezienie zatrudnienia pozostało raptem niecałe dwa tygodnie.

-Po tak długim okresie bezrobocia znowu bez pracy?!- huczało mi w głowie. Dlatego zaczęłam usilnie modlić się i prosić Boga o pracę.

***

Podobnie, jak kilka miesięcy wcześniej, również i tym razem dałam ogłoszenie do rubryki „Szukam pracy”. Odpowiadałam również na oferty pracy zamieszczone w codziennej prasie. Któregoś dnia otrzymałam telefon od dyrektora jednej z niemieckich firm, mających siedzibę w Warszawie. Jego firma pilnie poszukiwała specjalisty do spraw organizacyjno- personalnych.

Już następnego dnia pojechałam na rozmowę. Szef okazał się rodowitym Niemcem, nie mówiącym prawie w ogóle po polsku, więc moja znajomość języka niemieckiego okazała się niezbędna. Oprócz prowadzenia spraw personalnych, moim najważniejszym zadaniem miało być przygotowywanie comiesięcznych raportów ekonomicznych dla centrali firmy w Niemczech. Szef nie wnikał w moje dotychczasowe doświadczenie zawodowe. Najważniejsze dla niego było to, abym przede wszystkim poprawnie opracowywała bieżące raporty, a ponadto wykonała zaległe sprawozdania z działalności spółki. Wszystko to miało być przygotowane w języku niemieckim. Zdawałam sobie sprawę, że nie mam odpowiedniego doświadczenia, jednakże czułam, że mam przyjąć tę ofertę. Szefowi bardzo zależało, abym jak najszybciej wdrożyła się w nowe obowiązki, toteż pracę rozpoczęłam bezpośrednio po odejściu z poprzedniej firmy tj. 01 września 1997 roku.

Kiedy zobaczyłam jak wygląda raport dla centrali, trochę się przestraszyłam. Miałam przygotować go m.in. w oparciu o bilans księgowy, a ja przecież z księgowością nie miałam nigdy nic do czynienia! Ponadto musiałam wykorzystać przy pracy specjalny program komputerowy do wykonywania graficznych zestawień i analiz. A ja przecież dopiero co zaczęłam uczyłam się podstaw obsługi komputera! Wiedziałam, że sama -bez pomocy Opatrzności Bożej- nie poradzę sobie. Zaczęłam więc modlić się i prosić Boga, aby pomógł mi sprostać temu zadaniu. Następne dni poświęciłam na zapoznanie się z obcymi dotąd tajnikami księgowości.

Po upływie mniej więcej tygodnia kilkunastostronicowy raport o formacie A4 był gotowy do wysłania. Wkrótce potem otrzymałam telefon z centrali z Niemiec z prośbą o wyjaśnienie różnych zagadnień finansowo-księgowych oraz danych zawartych w raporcie. Jeszcze tego samego dnia przyszedł do mojego biura szef. Dziękując mi powiedział słowa, które pamiętam do dzisiaj:

– Otrzymałem właśnie telefon z Niemiec. Po raz pierwszy centrala jest zadowolona z opracowanego raportu. Odkąd wysyłamy im raporty, dopiero teraz został naprawdę dobrze przygotowany. Dziękuję!

W milczeniu wysłuchałam jego słów i nie za wiele mogłam mu odpowiedzieć. Wiedziałam bowiem, że ten „sukces” zawdzięczam jedynie Panu Bogu, który dał mi światło Ducha Świętego i uzdolnił mnie do wykonania raportu na temat zagadnień, o których dotąd nie miałam zielonego pojęcia.

***

W niemieckiej firmie pracowałam dość krótko, bo tylko dwa miesiące. Pewnie nie zrezygnowałabym z tej pracy, gdyż byłam z niej zadowolona, pomimo nawału różnych obowiązków. Miałam też dobre relacje z szefem, który wydawał się być ze mnie zadowolony.

Ale w tym czasie pani B. dała mi numer telefonu do nowo otwartego departamentu w centrali jednego z banków, w którym jej córka podjęła właśnie pracę. Bank, będący potentatem w branży usług finansowych, którego logo jest powszechnie rozpoznawalne w całym kraju, zatrudniał wówczas ponad czterdzieści tysięcy pracowników. W związku z rozwojem działalności tworzono właśnie w ramach centrali departament kart płatniczych, do którego poszukiwano pracowników.

Pani B. ciągle zachęcała mnie do złożenia dokumentów, a ja wciąż zwlekałam. Dopiero co podjęłam pracę w niemieckiej firmie, byłam z niej zadowolona i właściwie nie miałam zamiaru tak szybko zmieniać zatrudnienia. Jednak pani B. nie dawała za wygraną i systematycznie zagadywała mnie:

-Dzwoniłaś już? Umówiłaś się na rozmowę? No, zadzwoń wreszcie!

Postanowiłam w końcu zadzwonić pod podany numer i umówić się na spotkanie. Po krótkiej rozmowie telefonicznej dyrektor zgodził się spotkać ze mną. W wyznaczonym terminie zgłosiłam się na interview. Rozmowa nie była długa, ale z pewnością długo ją zapamiętam. Pod koniec rozmowy dyrektor powiedział:

– Niestety, aktualnie w departamencie nie ma wolnego miejsca pracy, odpowiadającego pani kwalifikacjom. Jednakże, biorąc pod uwagę przyszłe potrzeby rozwijającego się przecież departamentu, utworzymy dla Pani w komórce kadrowej nowe stanowisko o profilu zgodnym z Pani doświadczeniem.

Chwilę potem wezwał swojego zastępcę, a mojego przyszłego, bezpośredniego szefa, który był bardzo zdumiony, kiedy dyrektor oznajmił mu o powstaniu nowego stanowiska w jego pionie, na którym będę zatrudniona z początkiem następnego miesiąca. Kiedy parę minut później wychodziłam z departamentu, sprawa mojego zatrudnienia od początku kolejnego miesiąca była już postanowiona. Miałam złożyć jedynie wymagane dokumenty.

Wracając z opisanego wyżej spotkania, byłam trochę oszołomiona i zdumiona tym, co zaszło tak szybko i niespodziewanie. Przecież nie dostałam tej pracy ze względu na doświadczenie i kwalifikacje, albo jakiekolwiek moje zabiegi i starania. Miałam bowiem zaledwie kilkumiesięczne doświadczenie zawodowe, a wcześniej sześcioletni okres bezrobocia za sobą. Rozmyślając nad wydarzeniami tego dnia, pomyślałam o Bogu i Jego zrządzeniach. W duchu uśmiechałam się do Pana Boga zdziwiona nieco tym, że nieoczekiwanie dał mi pracę w prestiżowej instytucji finansowej. Wewnętrznie czułam, że Ten, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych, chce, aby podjęła pracę w banku.

I tak, z początkiem listopada 1997r. zostałam zatrudniona w małym zespole, prowadzącym głównie administrację kadrową. Początkowo zajmowałam się podstawowymi zagadnieniami personalnymi. Jednak dyrektor miał w planach szybki rozwój departamentu i zatrudnienie wielu nowych pracowników. W związku z tym zamierzał rozszerzyć zadania mojego zespołu o nowoczesne zarządzanie zasobami ludzkimi i zachęcał mnie do poszerzania moich kwalifikacji zawodowych właśnie w tym kierunku. Za namową dyrektora wzięłam więc udział w kilku szkoleniach z zakresu Human Resources, aby przygotować się do nowych, bardziej odpowiedzialnych obowiązków.

***

W taki oto sposób – wraz z przyjazdem do Warszawy – Bóg odmienił mój los i okazał mi swoje Miłosierdzie obdarzając łaską pracy. Pierwsze lata pobytu w Warszawie to „część radosna” mojego życia, pełna sukcesów zawodowych, obfitowania w dobra materialne i środki finansowe. Pan Bóg rozpieszczał mnie jak małe dziecko, obdarowując „cukierkami” i „łakociami”. Jak dobry Ojciec w cudowny sposób mnie prowadził za każdym razem dając mi coraz lepsze zatrudnienie, bardziej odpowiedzialne stanowisko i wyższe wynagrodzenie. Obdarzył mnie łaską, dzięki której coraz bardziej rozwijałam swoje umiejętności i zwiększałam kwalifikacje zawodowe. Pan Bóg dawał mi światło Ducha Świętego i w ten sposób uzdalniał mnie do podejmowania się zadań i wykonywania obowiązków zawodowych, w zakresie których nie miałam wcześniej żadnego doświadczenia zawodowego.

Jednocześnie był to czas nieustannego zbliżania się do Boga, jednoczenia się z Nim przez modlitwę i rozważanie Słowa Bożego; czas uwielbienia i dziękczynienia za okazane Miłosierdzie Boże. Czułam się jak małe dziecko w ramionach miłującego Boga Ojca, który obdarza swoje dzieci łaską i błogosławieństwem. Czułam się tak, jakbym nieustannie dostawała od Niego wspaniałe prezenty.

Nie wiedziałam wtedy jeszcze, że najwspanialszym prezentem, jaki człowiek może otrzymać od Boga – jest Krzyż i współuczestnictwo w cierpieniu Jego Syna, Jezusa Chrystusa. Już wkrótce miałam się o tym przekonać, ponieważ czekała mnie droga krzyżowa wypełniona nieustannym cierpieniem i wieloma bolesnymi doświadczeniami.