45. Święty Antoni i zaginione zwierzęta

Kilka lat temu wyszłam na spacer z moimi psami. Tuż przed moim blokiem spotkałam mężczyznę, który zapytał mnie, czy przypadkiem nie widziałam gdzieś jego psa, który zaginął w ostatnich dniach. Owego człowieka znałam z widzenia, mieszkał na sąsiedniej ulicy i często spacerował z żoną i dwoma jamnikami po pobliskiej łące. Odpowiedziałam, że niestety nie widziałam. Na wszelki wypadek wzięłam numer telefonu i obiecałam, że dam znać, jeśli gdzieś spotkam owego psa.

Myśl o psie utkwiła mi w głowie i nie opuszczała mnie. Było mi się żal tego człowieka, ponieważ był bardzo zmartwiony i widać było, że jest przywiązany do swojego pupila. Postanowiłam odmówić nowennę do św. Antoniego w intencji odnalezienia zguby.

Po upływie mniej więcej dziewięciu dni – kiedy spacerowałam z mamą i psami obok mojego bloku – nagle zobaczyłam, że w naszym kierunku biegnie zdyszany i wychudzony jamnik. Od razu rozpoznałam zaginionego psa, o którym mówił wspomniany wyżej mężczyzna. Pobiegłam w kierunku jamnika, ale był bardzo przestraszony i nie dał się złapać. Na szczęście pobiegł na mojego osiedle i schował się do garażu. Natychmiast zadzwoniłam pod podany mi przez mężczyznę numer telefonu. Odebrała jego żona, która po kilku minutach przybiegła i z wielką radością zabrała pieska oraz powiadomiła męża, – który w tym czasie był w pracy – o odnalezieniu zguby.

Po jakimś czasie zdarzyła się podobna sytuacja. Tym razem w trakcie mojego spaceru z psami podeszła do mnie nieznajoma, zapłakana mała dziewczynka. Spytała mnie, czy nie widziałam gdzieś błąkającego się małego pieska. Powiedziałam, że nie. Jednocześnie pocieszyłam ją, żeby się martwiła, bo piesek na pewno się znajdzie.

Pomyślałam wtedy, że odmówię nowennę do św. Antoniego w intencji odnalezienia psa. Tak też zrobiłam. Minął jakiś czas i nie spotykałam tej dziewczynki. Od czasu do czasu zastanawiałam się, czy moja modlitwa została wysłuchana. Pewnego razu jak zwykle wyprowadziłam psy. Na pobliskiej łące zobaczyłam dziewczynkę bawiącą się z psem. Była to ta sama wspomniana dziewczynka. Podeszłam do niej i zapytałam, czy odnalazł się jej pies. Wskazując na towarzyszącego jej pieska, odpowiedziała, że to właśnie jest ten, który szczęśliwie się odnalazł.